Nerwowo przemierzał, krótki korytarz. Dziwny niepokój opanował
jego ciało. W głowie kłębiły pytania dotyczące Emmy, jej dziwne
zachowanie było łatwo zauważalne. Od wyjścia przyjaciółek
okupowała łazienkę, a Davida zbywała: „Wszystko w porządku.”
lub „Zaraz wychodzę.”
-Cholera Emma, otwórz. Nie wiem, zrobiłem Ci coś? Jeśli tak to
powiedz, porozmawiajmy.- powiedział lekko podniesionym głosem,
jednocześnie uderzając pięścią w drzwi.
-Jestem w ciąży.- wyszeptała, gdy stanęła oko w oko z
Davidem. Mężczyzna odwrócił się i chwycił za głowę.
-Ale przecież to nie możliwe, to nie może być prawda. Jutro
pójdziemy do lekarza i to sprawdzimy. To na pewno pomyłka, cholerna
pomyłka.- nerwowo zaciskał pięści.
-David, ale to już nie chodzi o sam wynik testu, znam swój
organizm i to całkiem dobrze.- jej spokojne tłumaczenie, było na
nic. Delikatnie chwyciła jego rękę.
-Mogłem się tego spodziewać.- odwrócił się dość szybko z
stronę Emmy, ujął jej twarz. Jego oczy były ciemne, było w nich
widać złość, która wypełniła go w całości.- Zrobiłaś to
specjalnie, cholera prosiłem Cię, nie mogłaś trochę poczekać.-
jej ciemno brązowe oczy wypełniły po raz kolejny tego dnia łzy.
-Jak możesz, wtedy praktycznie nie współżyliśmy, wiedziałeś,
że się nie zabezpieczyliśmy.
-Nie Emma, jeśli myślisz, że to tak zostawię to się mylisz.
Zniszczyłaś wszystko, dosłownie, przykro mi...- wziąwszy kurtkę
opuścił mieszkanie z głośnym hukiem zatrzaskujących się drzwi, pozostawiając kobietę samą z ich problemami.
C.D
Czwarta czterdzieści cztery, po raz kolejny Spojrzała na
duży zegar. W jej głowie pisały się różne scenariusze, jednak
jedno było pewne, jej przypuszczenia się potwierdziły. Nerwowo
miętoliła chusteczkę, którą co chwila ocierała łzy. Oczekiwanie przerwało ciche pukanie do drzwi. Szybkim krokiem udała
się w stronę drzwi. Jej oczom ukazała się postać, szczelnie opatulona z
dzieckiem na ręku.
-Ines, kochana co się stało?- powiedziała przepuszczają przyjaciółkę w drzwiach.- O mój Boże, co on Ci zrobił.- powiedziała na widok posiniaczonej i umazanej krwią twarzy przyjaciółki, którą ujrzała gdy ta odsunęła chustę.- Chodź położymy Olivkę w sypialni i porozmawiamy.
W ciągu niecałej godziny przyjaciółki zrelacjonowały sobie, to co im się przydarzyło. O ile Ines wyszła z tego z kilkoma sinikami i rozcięciami, to czuła się silna, wypełniała ją chęć walki o lepsze życie dla siebie i dla córki. Najważniejsze był to by znaleźć się teraz jak najdalej od Juan'a.
Emma w przeciwieństwie do przyjaciółki, byłą totalnie rozbita psychicznie.
-On jest chory, ba nieźle jebnięty.-Ines pociągając nosem, zaciągała się po raz kolejny papierosem.- Nie wrócę tam, choćby się kurwa waliło.-w kuchni roznosiły się kłęby białego dymu, a paczka papierosów sukcesywnie była opróżniana.-Musze coś wymyślić, zniknąć, bo jak tylko się obudzi to będzie nas szukał.
-Już wiem.- czerwonowłosa po chwili wróciła z małą karteczką.
-Czyj to numer?- Ines zerknęła na świstek papieru na, którym widniał szereg cyfr.
-Mojej... mamy.- dodała po chwili.- Dała mi go w dniu w którym wyjeżdżaliśmy. Obiecałam, że jak będę gotowa to zadzwonię. Pojedziemy do Miami, tam nas nikt nie znajdzie. Zatrzymamy się nie daleko niej. O nic się nie martw.- uprzedziła przyjaciółkę.- Mam oszczędności, tylko muszę zadzwonić do redakcji może będę mogła wysyłać reportaże pocztą, a nie no to trudno. Damy rade, odpocznie i pomyślimy co dalej.- uśmiechnęła się ciepło. Później już wszytko działo się bardzo szybko.
Spokojnie przemierzał ulice Mexico City, wybiła godzina dziesiąta, a on starał się uporządkować myśli i zacząć racjonalnie myśleć, jednak wypity alkohol znacznie mu to uniemożliwiał. Miał jednak jasno obrano cel- dom. Po kilku godzinach w barze, potem na kanapie w firmie, teraz chciał jak najszybciej znaleźć się w ciepłym łóżku, jednak wcześniej musiał wszystko wyjaśnić z Emmą. Nawet jeśli nie chciał tego dziecka, czuł, że dla Emmy jest w stanie zmienić wszystko. Pośpiesznie wszedł do mieszkania, nawołując żonę, której już nie zastał. Jego wzrok jednak przykuła kartka, na której widniało jego imię.
-Emma jesteś tego pewna?- Marisol w drodze na lotnisko zadało to pytanie co najmniej pięć razy.
-On nas nie chce, a poza tym rozmawiałam z... moją mamą.- powiedziała z lekkim przekąsem- Będzie na nas czekać, nalegała żebyśmy się u niej zatrzymały. Tam będzie łatwiej zapomnieć.- ostatnie zdanie powiedziała znacznie ciszej.
-O Davidzie powinnaś zapomnieć jak najszybciej. To największy debil jakiego znam i pomyśleć, że płynie w nas ta sama krew.- łatwo dało się wyczuć, że niechęć Marisol do kuzyna wzrastała z dnia na dzień.
-To chyba będzie nie wykonalne, ale spróbuje zapomnieć o tych złych chwilach.- spokój Emmy i dobroć jaką darzyła męża powodowały u czarnowłosej odruch wymiotny.
-Niech teraz gnije sam w tym mieszkaniu.-skwitowała Mari.-Tylko proszę Cię nie broń go. Jaki korek.- nerwowo uderzała paznokciami w kierownice.-A może znajdziesz tam kogoś, hmm?- dała przyjaciółce kuksańca w bok, na co Emma tylko przewróciła oczami.
-Ines, kochana co się stało?- powiedziała przepuszczają przyjaciółkę w drzwiach.- O mój Boże, co on Ci zrobił.- powiedziała na widok posiniaczonej i umazanej krwią twarzy przyjaciółki, którą ujrzała gdy ta odsunęła chustę.- Chodź położymy Olivkę w sypialni i porozmawiamy.
W ciągu niecałej godziny przyjaciółki zrelacjonowały sobie, to co im się przydarzyło. O ile Ines wyszła z tego z kilkoma sinikami i rozcięciami, to czuła się silna, wypełniała ją chęć walki o lepsze życie dla siebie i dla córki. Najważniejsze był to by znaleźć się teraz jak najdalej od Juan'a.
Emma w przeciwieństwie do przyjaciółki, byłą totalnie rozbita psychicznie.
-On jest chory, ba nieźle jebnięty.-Ines pociągając nosem, zaciągała się po raz kolejny papierosem.- Nie wrócę tam, choćby się kurwa waliło.-w kuchni roznosiły się kłęby białego dymu, a paczka papierosów sukcesywnie była opróżniana.-Musze coś wymyślić, zniknąć, bo jak tylko się obudzi to będzie nas szukał.
-Już wiem.- czerwonowłosa po chwili wróciła z małą karteczką.
-Czyj to numer?- Ines zerknęła na świstek papieru na, którym widniał szereg cyfr.
-Mojej... mamy.- dodała po chwili.- Dała mi go w dniu w którym wyjeżdżaliśmy. Obiecałam, że jak będę gotowa to zadzwonię. Pojedziemy do Miami, tam nas nikt nie znajdzie. Zatrzymamy się nie daleko niej. O nic się nie martw.- uprzedziła przyjaciółkę.- Mam oszczędności, tylko muszę zadzwonić do redakcji może będę mogła wysyłać reportaże pocztą, a nie no to trudno. Damy rade, odpocznie i pomyślimy co dalej.- uśmiechnęła się ciepło. Później już wszytko działo się bardzo szybko.
Spokojnie przemierzał ulice Mexico City, wybiła godzina dziesiąta, a on starał się uporządkować myśli i zacząć racjonalnie myśleć, jednak wypity alkohol znacznie mu to uniemożliwiał. Miał jednak jasno obrano cel- dom. Po kilku godzinach w barze, potem na kanapie w firmie, teraz chciał jak najszybciej znaleźć się w ciepłym łóżku, jednak wcześniej musiał wszystko wyjaśnić z Emmą. Nawet jeśli nie chciał tego dziecka, czuł, że dla Emmy jest w stanie zmienić wszystko. Pośpiesznie wszedł do mieszkania, nawołując żonę, której już nie zastał. Jego wzrok jednak przykuła kartka, na której widniało jego imię.
-Emma jesteś tego pewna?- Marisol w drodze na lotnisko zadało to pytanie co najmniej pięć razy.
-On nas nie chce, a poza tym rozmawiałam z... moją mamą.- powiedziała z lekkim przekąsem- Będzie na nas czekać, nalegała żebyśmy się u niej zatrzymały. Tam będzie łatwiej zapomnieć.- ostatnie zdanie powiedziała znacznie ciszej.
-O Davidzie powinnaś zapomnieć jak najszybciej. To największy debil jakiego znam i pomyśleć, że płynie w nas ta sama krew.- łatwo dało się wyczuć, że niechęć Marisol do kuzyna wzrastała z dnia na dzień.
-To chyba będzie nie wykonalne, ale spróbuje zapomnieć o tych złych chwilach.- spokój Emmy i dobroć jaką darzyła męża powodowały u czarnowłosej odruch wymiotny.
-Niech teraz gnije sam w tym mieszkaniu.-skwitowała Mari.-Tylko proszę Cię nie broń go. Jaki korek.- nerwowo uderzała paznokciami w kierownice.-A może znajdziesz tam kogoś, hmm?- dała przyjaciółce kuksańca w bok, na co Emma tylko przewróciła oczami.
"...Nie będę Cie do
niczego zmuszać, tu nie o to chodzi, by być szczęśliwym czyimś kosztem.
Chcę żebyś wiedział, że spełniłeś moje największe marzenie, będę Ci
wdzięczna za to do końca moich dni. Mam nadzieje, że Ty również będziesz
szczęśliwy. Pamiętaj, że mocno trzymam za Ciebie kciuki.
Emma."
Po
jego policzkach spłynęły łzy- strachu, bólu i tęsknoty. Stracił to co
było dla niego najcenniejsze. Pośpiesznie wybrał numer ukochanej, lecz
już po chwili usłyszał tylko dźwięk automatycznej sekretarki. Usiadł na
podłodze, twarz ukrył w dłoniach i po raz kolejny zaczął płakać z żalu
po stracie ukochanej.
Samolot wznosił się nad Mexico City,
miastem do którego przyleciała jako szara myszka marząca o wielkiej
miłości i karierze dziennikarki. Ciepła posadka w redakcji była tym o
czym marzyła, praca w większości w domu, sama była panią własnego losu.
Na dodatek David- był spełnieniem jej marzeń. Miły, szarmancki, dobrze
usytuowany. Mógł mieć każda, ale wybrał ją. Z natury trzymający kobiety
na wodzy, dla niej byłby w stanie "przychylić nieba". W tym momencie
zdała sobie sprawę, że jej życie było zbyt idealne. Ciało odlatywało w
daleką podróż , ale serce zostało tam, gdzie uważało to za stosowne.
-Nigdy Cie nie zaponę.- wyszeptała.
Nie skomentuje tego rozdziału, o ile pomysł mi się podobał, to wykonanie i przekaz tragiczny. Dziękuje moim czytelnikom za poświęcony czas :** Wracam już niedługo :)
Bardzo zawiódł mnie David, mógł się zorientować po godzinie, a nie kilkunastu. Mam nadzieje, że Emma już nigdy do niego nie wróci, bo nawet w najmniejszym stopniu nie jest jej wart, co wiele razy było już widać. Konsekwencją miłości Emmy jest wybaczanie mu wszystkich błędów. Mam nadzieje tylko, że ona i jej dziecko znajdą spokój u rodziców, a kto wie może tam znajdzie godny wybranek dla niej, na co z całego serca liczę. Pozdrawiam i życzę weny na następne "dzieła". Joasia
OdpowiedzUsuńPostaram się juz nie krzywdzić Emmy :)
Usuńto oni nie są razem :((((((
OdpowiedzUsuńTak wyszło ;(
UsuńJak czytalam to plakalam specjalnie przeczytalam 9 i 10 razem ;( pisz kochana cos szybko :)
OdpowiedzUsuń;**
UsuńRozdział mnie zaskoczył, oczywiście podoba mi się, ale mimo wszystko miałam nadzieję na szczęśliwe zakończenie. David mógł szybciej zareagować, Emma zasługuje na szczęście przy osobie, którą kocha. Mam nadzieję, że kontynuujesz to opowiadanie bo nie ukrywam, że te najbardziej mi się podoba, bo kocham Vondy :) Informuj :)
OdpowiedzUsuńNie ukrywam, ze bardziej skupie się na nowym opowiadaniu :) ok :)
UsuńSuper opowiadanie będę czekać na nowe tylko czemu oni nie są razem? :/
OdpowiedzUsuńTak wyszło :)
UsuńCudnie szkoda ze konec :(
OdpowiedzUsuńSuper piszesz oby tak dalej ! :)
OdpowiedzUsuńOjej, jak smutno... Biedna Emma :'( Szkoda, że to koniec. Myślałam, że David zrozumie swoje błędy i się pogodzą, a tu takie zaskoczenie... Aż mi się płakać chciało... Nie zgadzam się z Tobą i uważam, że rozdział wyszedł świetnie, powiem więcej: mimo, że taki smutny, to najlepszy rozdział :*
OdpowiedzUsuńA i zapraszam do mnie, bo jest kolejny rozdział :)
zajebiste *.* Emma na pozór szczęśliwa no ale jednak jak kazdy ma problemy. Mam nadzieje ze niedługo dalszy ciąg TE AMO VONDY!!!! PARA SIEMPRE!!
OdpowiedzUsuń