Nigdy nie chciałam być tą drugą, bo chyba żadna kobieta nie
chce nią być. Moim priorytetem był mąż i dzieci. Tak było,
powiedzmy do czasu gdy mój wymarzony kandydat na męża poszedł
w "tango" z moją najlepszą przyjaciółką. Pomyśleć,
że przez tego debila straciłam trzy najlepsze lata mojego życia. Długo nie
mogłam się po tym otrząsnąć, skończyłam szkołę i sporo czasu
spędziłam zamknięta w swoich czterech katach. Pomysł o pójściu na studia w wielki
mieście przyszedł dość spontanicznie i tak się wszystko
potoczyło. Z racji tego, że w mojej mieścicie nie było szans na w
miarę dobre wyższe wykształcenie to postanowiłam poszukać
szczęścia gdzie indziej. Tak się stało, ruszyłam na podbój
Mexico City, przynajmniej mi się wtedy wydawało, wstyd się
przyznać, ale było minęło. Jak dwudziestolatka zaczęłam
studiować farmaceutykę, a potem moje życie nabrało już szybkiego
tempa. Pracę w kawiarni dostałam dzięki mojej przyjaciółce i tak
zostało do dziś. Chodź na początku nie było mi to na rękę, bo
jakoś nie specjalnie przepadam za nawiązywaniem jakichkolwiek
relacji, to o dziwno lubię swoją pracę. Leo to najwspanialsza
osoba jaka było mi dane poznać, przygarnęła mnie pod swój dach. Mieszkanie dzieliła już z dwoma innymi dziewczynami. Przez dwa lata
unikałam mężczyzn jak ognia, stawiając na pierwszym planie
ukończenie studiów... do czasu. Dziś mija rok jak zaczęłam być
kobietą Lucasa, bo chyba tak to mogę nazwać? No i zamiast spędzać
ten dzień z nim pakuje swoje rzeczy... w końcu jutro mam zacząć mieszkać sama. Dobra, ale od początku.
Wszystko zaczęło się we wrześniu,
owy mężczyzna zaczął sukcesywnie powracać do kawiarni w której
pracowałam. Na początku tylko się uśmiechał, jednak jego wizyty
były dość specyficzne- przychodził codziennie, o tej samej porze
i zawsze zamawiał to samo. Trzy tygodnie później postanowiłam
sobie zrobić małe wakacje i wyjechałam na tydzień do rodziców.
Po powrocie do pracy zostałam zasypana pytaniami: „Kim on jest?”.
Nie wiele jeszcze wtedy wiedząc, otrzymałam od Leo mała karteczkę
z numerem telefonu. Świstek papieru wcisnęłam do kieszeni
fartuszka i tam pozostał, a po wielbicielu ślad zaginął. Pewnego
październikowego wieczoru wychodząc z pracy poczułam uścisk na
ramieniu. Do dziś pamiętam ten strach, który już po chwili
zastąpiło zdziwienie, gdy ujrzałam „Pana Wielbiciela”. Wtedy
właściwie nic o nim nie wiedziałam, może tylko, że bardzo mu
zależało na jakimkolwiek kontakcie ze mną. Długo się upierałam-
nie ustąpił i wyszło to naszej dwójce na dobre. Początkowo
odwoził mnie po pracy do domu, później zaczął zabierać na
kolację, zawsze do małej knajpki oddalonej dość spory kawałek od
centrum. Wtedy mnie to nie dziwiło, dziś już wiem, że nie chciał
by ktokolwiek nas razem zobaczył. Wspólne noce spędzaliśmy tylko w
hotelu. Sielanka trwała długo, a ja przy nim wzniosłam się nad
ziemie, do czasu upadku. Wszystko zaczęło się od felernych
walentynek, kiedy zniknął w trakcie romantycznej kolacji,
zostawiając mi pieniądze na taksówkę. Około godziny
dwudziestej-drugiej zadzwonił telefon, nietrudno się domyślić kto
był sprawcą zamieszania. Zgodziłam się niechętnie, ale przecież
każdy zasługuje na szansę by móc wyjaśnić sprawę. Koniec końców nic
złego nie zrobił, tak mi się wtedy przynajmniej wydawało. Po tym
jak się dowidziałam, że Lucas ma żonę, moja wizja idealnego
związku legła w gruzach. Po mimo to, że wybaczyłam mu wtedy. Długo nie potrafiłam odbudować takich relacji jakie były między
nami przed obwieszczeniem Luca na temat jego małżeństwa. O jego
żonie nie wiedziałam prawie nic, to akurat jest mi jak najbardziej
na rękę. Znam tylko jej imię, Lucas bardzo mało o niej wspomina.
Często zastanawiam się co sobie myśli, gdy jej mąż znika na cały
wieczór i noc. Czy ona też spędza czas z innym, a może jest
zupełnie inaczej niż mówi Lucas i jest ciepła i kochająca żoną.
Kiedy jestem sama staram się nie
myśleć, o tym co Luc robi gdy go nie ma ze mną. Przecież
wielokrotnie mnie zapewniał, że nic go z żoną nie łączy, nawet
ze sobą nie sypiają od dawna. Więc niby czemu mam mu nie wierzyć.
Jednak w głębi serca strach pozostaje, strach przed utratą
ukochanej osoby. Strach, że już jutro mogę pozostać sama.
Oo, super się zapowiada :D Jestem bardzo ciekawa, czy Lucas mówi prawdę. No więc czekam z niecierpliwością na kolejne rozdziały :*
OdpowiedzUsuńNo ciekawie się zaczyna, małe wyjaśnienie historii :) Fajnie napisanie :) Luc jest strasznym egoistą bynajmniej mi się tak wydaję, myśli tylko o swoich potrzebach :/ No ale czekam z niecierpliwością na nowe ;)
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie na kolejny rozdział :)
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie ,,Zakazany Owoc - Rozdział 6"
OdpowiedzUsuńU mnie nowy rozdział, zapraszam ;)
OdpowiedzUsuńU nas ostatni rozdział, zapraszamy ;)
OdpowiedzUsuńu mnie nowy rozdział,zapraszam
OdpowiedzUsuńU mnie już 11 :)
OdpowiedzUsuńU mnie nowy rozdział :)
OdpowiedzUsuń